Jesteś wymęczona. Zmęczona wszystkim tym, co powinnaś, co wypada, co musisz. Każdy ciągle czegoś od ciebie chce. W pracy, na uczelni, w domu, wśród znajomych. Rano, popołudniu i wieczorem, w nocy i północy. Na środku ulicy, w tramwaju, w mieszkaniu, w domu i w parku. Ciągle tylko ktoś, coś, szybko, teraz, powinnaś, wypadałoby. Halo, zrób to. Poczekaj, nie marudź, wyluzuj się.
Wieczorami chcesz tylko oddychać. Głęboko. Poczuć, że oddychasz, jak płuca napełniają się powietrzem i nie masz już jak więcej go pochłonąć. Wyobrażasz sobie czasami, jak zanurzasz się cała w wodzie. Leżysz w wannie i po prostu znikasz pod taflą spokojnej wody, albo na basenie nurkujesz i kucasz na dnie. Z dala od szumu, hałasu i ludzi. Wiecznych oczekiwań i wiecznych powinności.
Bardzo łatwo jest popaść w taki schemat, że nieważne, co myślisz, ważne, co kto mówi. I robisz, to, co musisz. Idziesz do tej pracy, wykonujesz tysiące obowiązków, zależy ci jak cholera i masz wieczne poczucie, że to jednak nie to do końca może. Albo że kurczę, za dużo tej pracy, za mało chwili na herbatę. Zapominasz zjeść raz, drugi, trzeci, kanapkę dzielisz na godziny, bo wiecznie asapy i mejle, i telefony i wizytacje i wołanie do pokoju obok iii nawet nie wiesz kiedy, ale mija ta 16 i ta 17sta i zamiast wstać i iść siedzisz i nadrabiasz. Bo jak dziś tego nie skończysz, to jutro o kinie możesz zapomnieć.
Potem idziesz do tych koleżanek, które one są wszystkie takie super wystrzałowo mądre. I mówią ci, co robisz dobrze i co źle, co powinnaś ubrać, a co wyrzucić. Co kupić, a co oddać. Jak uprawiać seks ze swoim facetem i że nie robić mu loda. Mówią, że za dużo o nim mówisz, albo za bardzo się angażujesz. Że niepotrzebnie chcesz go przedstawić mamie, bo ciągle się zakochujesz i on i tak odejdzie. I wszystkie chcą, żebyś była szczęśliwa, tylko na pewno nie teraz, na pewno nie z nim. Bo one wiedzą, że dla ciebie jest lepszy pisany. Tam, w gwiazdach, książę z bajki w białym audi czy bmw.
Wieczorami idziesz do kina, bo wypada znać film nominowany do Oscara, bo jak cię zapytają to nie możesz nie mieć o tym zdania. Zawsze o wszystkim musisz mieć zdanie i musisz się znać. Na sztuce, na polityce, na ustawie, na tramwajach, na rozkładzie jazdy, na trendach na twitterze, czytasz raporty SoTrendera, wiesz kto to Sadek i że ma monitoring na to słowo. Nie wypada nie wiedzieć, że szkolenie jest w IABie. Musisz wiedzieć co jest eko i ile kcal ma mleko sojowe, znać skład każdego sosu do sałatki i wiedzieć, jak przyrządzić halibuta. Do tego miło, gdybyś zainwestowała w lepsze kosmetyki, bardziej naturalne i mydła używała też naturalnego. Zapomnij o sieciówkach, stać cię na więcej.
I robisz to wszystko, mechanicznie, bez refleksji. Przytakujesz, jakbyś nie miała prawa wstać od stołu i powiedzieć, że już dosyć. Że masz swoje zdanie. Że nie chcesz tak, bo nie i już. Że zrobisz sobie kanapkę na razowym i użyjesz wędliny nie sojowej, że zblendujesz banana i pomarańczę, a na bieżni zrobisz 45 minut, a nie 60. Że kochasz tego mężczyznę i obojętne ci na jak długo. Że teraz jest twój czas, na twoje decyzje.
Możesz wszystko, ale pamiętaj, że nic nie musisz.
Kadr pochodzi z filmu “Like Crazy” – niestety nie oglądałam go jeszcze, ale scena urokliwa.
8 komentarzy
Właśnie idealnie pisałaś mój dzisiejszy dzień.. W sumie.. mam tak bardzo często.
Uwielbiam Cię podczytywać, fajne jest poczucie, że ktoś myśli w podobny sposób do ciebie.
Rudaa, ha! Mam to samo – nagle człowiek nie czuje się taki samotny w tym wielkim świecie, jeśli wszyscy czujemy tak samo.
P.
Nie ma nic lepszego niż wstać od tego stołu i pójść tam, gdzie dobrze Tobie, a nie innym:) czasem ciężko zrobić ten pierwszy krok ale to klucz do szczęścia. bo najważniejsze to żyć w zgodzie ze sobą właśnie.
Co do filmu – obejrzyj koniecznie! Widzialam trzy razy i jeszcze pewnie do niego wrócę. Za każdym razem mnie porusza.
Magda, obejrzę, koniecznie 🙂
Wiesz, jak ciężko wstać od tego stołu, gdy wszyscy cię tak oczami ściągają w dół, i słowami, aż chce się uderzyć pięścią, ale nie wypada. -.-
P.
Oj wiem doskonale, chyba nawet już niedługo znowu czeka mnie odejście od stołu, zrobienie czegoś, co znowu nazywają ‘szalonym’.
och jeju!
Ja rzadko kiedy zdobywam się na taką odwagę więc winszuję! 🙂
Chociaż czytam praktycznie każdy, to nigdy nie komentowałam twoich postów.. ale ten jest tak bardzo prawdziwy, że chciałabym pogratulować umiejętności ubrania w słowa tej codzienności z którą się zmagamy.
Dopiero teraz wiem, że to nie tylko ja tak czuję – dziękuję :*
Sylwia, dzięki piękne za Twoje słowa 🙂 Sama jestem czytelniczką blogów, których nie komentuję, czasami się krępuję czasami czuję, że nie dodałabym nic więcej do wpisu. Ja też dziękuję, że jesteś i czytasz 🙂
P.