Emocje

Ból rozstania.

15 maja 2015

Nie wiem czy doświadczyłeś (w domyśle: Ty człowieku) takiego bólu, którego doświadczyłam kiedyś ja.

Taki ból który sprawia, że marchewka potrafi przywołać wspomnienia związane z gotowaniem rosołu i szczęściem, by zaraz dobitnie uświadomić ci, że już rosołu nie ugotujesz. Dla tej osoby, w tej kuchni.

Taki, który wbija cię w łóżko tak mocno, że nie wiesz co to za ciężar. Dlaczego nie możesz zwlec się z tego łóżka, nogi masz jak z waty i nie możesz ustać.

Z tego bólu powstaje płacz. Płacz, który zabiera ci możliwość oddychania, który tak absorbuje całe twoje ciało, że tylko z rozsądku oddychasz.

Zamykasz drzwi pokoju, kładziesz się w zimne łóżko i zwyczajnie wyjesz. Z bólu, z rozpaczy, ze smutku, z powodu złamanego serca i zapomnianych obietnic o wiecznej miłości. I tylko modlisz się, żeby cię nikt nie usłyszał, żeby nikt nie zobaczył, że masz tak zapuchnięte oczy, że twarz trzymasz w zimnej wodzie przez kilka minut, aby odpocząć.

To taka rozpacz, w której kompletnie się zatracasz. W momencie, kiedy zostajesz na chwilę sam – czy to w łazience czy w kuchni czy na spacerze to po prostu płaczesz. Rozmawiając z kimś, słuchając muzyki, oglądając film – ciągle masz zalaną łzami twarz, czerwony nos i suche usta.

I każdy dzień planujesz tak samo: od rana do wieczora robić coś, z kimś, ciągle, nieustająco. Obejrzeć film, popływać, wyjść na spacer, rozmawiać o wszystkim tylko nie o tym, że pękło ci serce, a ktoś zostawił cię samemu sobie.

To jest taki smutek, którego nie możesz tłumić. Musisz wypłakać te wszystkie łzy. Raz jeszcze usiąść na podłodze łazienki po umyciu rąk, raz jeszcze płakać w ręcznik, żeby było cicho. Oddychać głęboko, twarz odwrócić do sufitu tak, aby łzy nie spływały po policzkach, tylko zawróciły – chociaż tak się nie da, bo oczy masz przepełnione wodą. Morzem łez.

Jeśli tak czułeś, to wiesz, że to mija. Nie pomoże ci nikt, sam sobie też nie pomożesz, ale to mija.

Serio.

A wiosna niesie ze sobą dużo zapachu bzu, który jest jakby ukojeniem.

Przeczytaj również

6 komentarzy

  • Reply Anka ;) 16 listopada 2015 at 14:18

    Jejku, idealnie opisana moja sytuacja. Czytając zdanie po zdaniu w głowie pojawiały mi się obrazy z mojego zycia. ”raz jeszcze usiąść na podłodze łazienki po umyciu rąk, raz jeszcze płakać w ręcznik, żeby było cicho” – mam siebie przed oczami. 😉 To takie pocieszające, że jest na świecie ktoś taki, kto przeżyl dokładnie to samo co Ty. Nawet nie wiesz jak bardzo Ci współczuję, że musiałaś przejść przez coś takiego, największemu wrogowi tego nie życzę… Na końcu napisałaś, że to w końcu minie, mam taką nadzieję, bo jak narazie to nic nie minęło, nawet wspomnienie związane z marchewką do rosołu… Buziak!

    • Reply Paulina Hofman 16 listopada 2015 at 16:08

      Aniu,
      mija. Wierz mi:)

      Pozostaje jednak żal do świata, do drugiej osoby, że się nie udało. Czasami łapie mnie poczucie rozczarowania sobą, ale to mija.

      Nie robiłam rosołu chyba od roku, może to jakiś sposób na to? 🙂 Jem go tylko u Babci. Serio!
      P.

  • Reply Natalia Urbańska 11 grudnia 2015 at 01:23

    “Nigdy nie wiesz jak silna jesteś, dopóki bycie silną to jedyne wyjście jakie masz.”
    Doświadczyłam. Mija.

    • Reply Paulina Hofman 11 grudnia 2015 at 14:41

      Doświadczyłam też, wiem, że mija.
      Mogłoby trochę szybciej, ale mija.

      Ściskam, P.

  • Reply Rudaa 29 stycznia 2016 at 23:15

    Upłynęło już 7 miesięcy. Nie minęło nadal.. Mam nadzieję, że kiedyś jednak tak będzie.
    Dzięki za ten tekst. Ściskam, K.

    • Reply Paulina Hofman 1 lutego 2016 at 11:57

      Rudaa, minie. Daj sobie czas, to przyjdzie naturalnie, zobaczysz.
      Wszystkiego dobrego,
      Ściskam
      P.

    Zostaw komentarz

    Przepisy

    Ból rozstania.

    30 kwietnia 2015

    Nie wiem czy doświadczyłeś (w domyśle: Ty człowieku) takiego bólu, którego doświadczyłam kiedyś ja.

    Taki ból który sprawia, że marchewka potrafi przywołać wspomnienia związane z gotowaniem rosołu i szczęściem, by zaraz dobitnie uświadomić ci, że już rosołu nie ugotujesz. Dla tej osoby, w tej kuchni.

    Taki, który wbija cię w łóżko tak mocno, że nie wiesz co to za ciężar. Dlaczego nie możesz zwlec się z tego łóżka, nogi masz jak z waty i nie możesz ustać.

    Z tego bólu powstaje płacz. Płacz, który zabiera ci możliwość oddychania, który tak absorbuje całe twoje ciało, że tylko z rozsądku oddychasz.

    Zamykasz drzwi pokoju, kładziesz się w zimne łóżko i zwyczajnie wyjesz. Z bólu, z rozpaczy, ze smutku, z powodu złamanego serca i zapomnianych obietnic o wiecznej miłości. I tylko modlisz się, żeby cię nikt nie usłyszał, żeby nikt nie zobaczył, że masz tak zapuchnięte oczy, że twarz trzymasz w zimnej wodzie przez kilka minut, aby odpocząć.

    To taka rozpacz, w której kompletnie się zatracasz. W momencie, kiedy zostajesz na chwilę sam – czy to w łazience czy w kuchni czy na spacerze to po prostu płaczesz. Rozmawiając z kimś, słuchając muzyki, oglądając film – ciągle masz zalaną łzami twarz, czerwony nos i suche usta.

    I każdy dzień planujesz tak samo: od rana do wieczora robić coś, z kimś, ciągle, nieustająco. Obejrzeć film, popływać, wyjść na spacer, rozmawiać o wszystkim tylko nie o tym, że pękło ci serce, a ktoś zostawił cię samemu sobie.

    To jest taki smutek, którego nie możesz tłumić. Musisz wypłakać te wszystkie łzy. Raz jeszcze usiąść na podłodze łazienki po umyciu rąk, raz jeszcze płakać w ręcznik, żeby było cicho. Oddychać głęboko, twarz odwrócić do sufitu tak, aby łzy nie spływały po policzkach, tylko zawróciły – chociaż tak się nie da, bo oczy masz przepełnione wodą. Morzem łez.

    Jeśli tak czułeś, to wiesz, że to mija. Nie pomoże ci nikt, sam sobie też nie pomożesz, ale to mija.

    Serio.

    Przeczytaj również

    Brak komentarzy

    Zostaw komentarz